Tego biegu miało nie być. W planach był maraton w Manchesterze, więc tydzień przed, biec półmaraton to średni pomysł. Najpierw za namową Darka zmieniłam maraton na Barcelonę (nie żałuję!), a potem za namową Iwony zdecydowałam się wziąć udział w Wielkiej Walce na Dobro w ramach akcji Biegam Dobrze. Wybrałam Amnesty International. Wtedy nie wiedziałam jak trudna to rzecz, ale o tym będzie osobny wpis po zakończeniu akcji.
Za cel ustawiłam sobie 5000 PLN i obiecałam, że nie będę wysyłać prywatnych wiadomości z prośbą o wsparcie. I tak 16 marca o 21:13 Kasia Ambroziak postawiła kropkę nad “i” i wpłaciła pieniądze na moją zbiórkę dobijając do 5000. Dzięki Ci za to. Co ja w zamian? Obiecałam pobiec w kostiumie kąpielowym, w czepku i okularkach do pływania.
W sobotę wybrałam się najpierw na parkrun na Ursynów, żeby sprawdzić okularki. Po 3 km kiedy zaczęłam robić rytmy, okularki zaczęły parować i do mety dobiegłam ledwo widząc. Wiedziałam, że muszę wyjąć szkiełka, jeśli mam przeżyć ten Półmaraton. Szybki prysznic, śniadanie i pojechałam na Expo po pakiet. Założyłam, że max 1h wystarczy, ale znajomi i ciekawe stoiska zatrzymały mnie na ponad 2h. Sam pakiet odebrałam bardzo szybko. Osoby zbierające pieniądze w ramach akcji Biegam dobrze byli “tłuści” na listach startowych, mieli osobne stanowisko do obioru pakietów. W swoim znalazłam białą koszulkę techniczną adidasa spersonalizowaną pod Amnesty International czyli z żółtymi elementami. Do tego pelerynka ocieplana, która na bank mi się przyda, a cała reszta tak jak wszyscy 😉
Wieczorem spotkałam się ze znajomymi z Golden Team – jak za starych, dobrych czasów. Zostało już tylko przygotować wszystko na start i spróbować zasnąć.
Rano wstaliśmy o 7:30. Daliśmy sobie 1h na zjedzenie śniadania i wyjście z domu. Jedno co wiedziałam – kostium zakładam na koniec. W metrze widać już było biegaczy, śmiechy, chichy i znajome twarze. Gdy wysiedliśmy na Metro Ratusz Arsenał, zdecydowałam, że muszę spróbować dostać się do toalety tutaj. Łatwiej było mi się rozebrać w cywilizowanym WC niż w toi toi’u. Było łatwiej niż myślałam. Widziałam już ciekawskie spojrzenia i uśmiechy biegaczy. Strach mnie trochę obleciał, ale wiedziałam, że nie mogę zawieźć, i że pobiegnę choćby nie wiem co. O dystansie nie myślałam wcale.
Kiedy w Ogrodzie Saskim zdjęłam wszystkie ciuszki i zostałam w samym przebraniu, śmiechu nie było końca, a ja czułam, że jest mi ciepło. Chyba emocje mnie grzały. Dzięki zmartwionej Ani Dakowskiej, zdecydowałam się zakupić leginsy baletowe w cielistym kolorze. Były mega wygodne i dawały sporo ciepła, a nie zaburzyły wyglądu całości. Jedynej rzeczy jakiej się bałam to skarpety. To były zwykłe bawełniaki i czułam, że będę mieć pęcherze. Na 9km przekonałam się, że miałam rację.
Zrobiliśmy szybką fotkę ze znajomymi i rozeszliśmy się do depozytów, a ze mną został mój przyjaciel Maciek. Również zbierał pieniążki dla Amnesty International i mieliśmy numery blisko siebie. Zdecydował, że początek pobiegnie ze mną, a potem… zobaczymy. Gdy się rozgrzewałam jeden obcokrajowiec zrobił mi zdjęcie, inni się uśmiechali i gratulowali odwagi, a ja wtedy poczułam, że warto było. Dla tych uśmiechów, miłych gestów. I nawet nie czułam zimna i wiatru.
No to co? Szukamy kolejki do toi toi’a? Po drodze spotykam znajomych. Szybkie wymiana informacji, kto na jaki czas biegnie. W kolejce spotykam Bonka Skielc. No to musi być dobrze skoro sam Michał ukazał się moim oczom. Obok widzę chorągiewki na 1:45 ,czyli jeszcze kawałek do mojej strefy. Chciałam sprawdzić jak nogi się mają 2 tygodnie po Barcelonie i może spróbować pobiec poniżej 1:38. Nawet 1:36 kołatało się po głowie.
Kiedy ubierałam w malutkiej tojce swój kostium ( był w kilku miejscach zszyty) usłyszałam “Sen o Warszawie”. Myślę sobie “Grubo..Do swojej strefy to już na bank się nie przebije”. Wychodzę i ten śmiech ludzi był zaraźliwy. Odpuściło wszystko. Gdy szłam z Maćkiem w kierunku startu zaczepiła mnie jeszcze pani redaktor, nie wiem z jakiej gazety czy radia i poprosiła o szybki wywiad. 🙂 Widziałam kolegów z pracy, sporo znajomych. To taki pozytywny kop. Na starcie Marcin i Kasia Rosłoń przywitali mnie bardzo ciepło. Oj miło mi się zrobiło. Ruszyliśmy. Pierwszy kilometr nawet zaczęłam zgodnie z planem, ale na 2km podbiegła do mnie dziennikarka Eski i zaczęła zadawać pytania. Wtedy już wiedziałam, że jest po moim szybkim biegu. Zwolniłam do jej tempa, chciałam coś mądrego powiedzieć, bo wiedziałam, że to idzie na żywo. Nie wiem jak wyszło, ale pierwsza moja myśl, kiedy dogoniłam Maćka, która przyszła mi do głowy, to było: baw się tym biegiem. Podpytałam mojego przyjaciela o jego życiówkę w półmaratonie (1:48) i zdecydowałam, że jeśli mi pozwoli, to spróbuję poprowadzić go na lepszy czas. Cały bieg obserwowałam go, słuchałam jak oddycha, nie męczyła go rozmowa ze mną, ani tłumaczenia kibicom że ja to SuperWoman a nie SuperMan 😉 Po zbiegu na Belwederskiej usłyszałam od starszej pani: “A batmankę to nawet przywitamy”. Oj uśmiech nie schodził mi z twarzy 😉
Przed startem czytałam wpis Bartka Olszewskiego na temat trasy. Wiedziałam, że w Łazienkach będzie ciasno, ale takiego zamulenia to nie przewidziałam. Było tłoczno i ciężko było się przebić, a tempo spadło mi ponad 30s. Gdy wybiegliśmy na Myśliwiecką, skupiłam się, żeby nie przeoczyć strefy kibica Amnesty International. Najpierw miał być Adidas a potem “moi”. Nie wiem czemu była zamiana, ale podbiegliśmy z Maćkiem do nich i przybiliśmy piątki.
To co zrobił Adidas Runners Warsaw przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Było mega pod każdym względem. Znajomi, kibice i głośno. Przez chwilę czułam się jak gwiazda filmowa na czerwonym dywanie. Niosło!
Na 12km wzięłam żel – Tomek, tak, Agisko, przypilnowałam, żeby Maciek też wziął swój. Tu też spotkałam Martę. Chwilę pogadałyśmy i pobiegliśmy z Maćkiem dalej. Na 13km Grzegorz i jego ekipa z Białystok Biega robili robotę kibicując w przebraniach. Niosło mnie po tej Warszawie. Trasa była naprawdę fajna i ciekawa. Na 17 km wiedziałam, że jest podbieg na most, ale że to nie moja część Warszawy, nie wiedziałam czego się spodziewać. Nie było tak źle jak myślałam, i bez problemu sobie z nimi poradziliśmy. Rzuciłam do Maćka: “Chodź! to już końcówka. Daj z siebie więcej. Wiem, że możesz” na co dostałam odpowiedź: “Wiesz, że ja nawet biegnę, a nie idę 😉 ” Śmiałam się jak zawsze z nim. Ostatnie kilometry to było już skupienie. Moje stopy z pęcherzami czuły kostkę brukową i marzyłam o kawałku płaskiego terenu. Gdy minęliśmy ostatni zakręt, a oczom ukazała się meta, przyspieszyliśmy. Kibice nieśli niesamowicie, a my wpadliśmy na metę trzymając się za ręce. Maciej poprawił czas o ponad 5 minut, a ja byłam szczęśliwa, że mogłam przy tym być.
Niesamowicie przywitali mnie na mecie Państwo Rosłoniowie 😉 Kasia wytłumaczyła wszystkim dlaczego biegłam w takim stroju, a ja szłam dumna jak paw po swój medal.
Co do organizacji. Trasa fajna, gdyby nie wąskie Łazienki, ale podobała mi się i z pewnością jedna z szybszych. Zdziwiona byłam brakiem kontroli na starcie, kto, do jakiej strefy wchodzi i przy takim tłumie trochę to dziwne. Ale poza tym cała strefa startu jak i meta fajowo przygotowana, mnóstwo kibiców na trasie i cieszę się, że Warszawa rusza się powoli z uśpienia i wychodzi na ulicę dodać otuchy biegaczom.
Cieszę się, że wzięłam udział w Biegam Dobrze. To moje kolejne doświadczenie i wiem, że coś się w środku we mnie zmieniło. Ale o tym będzie w kolejnym wpisie. Teraz cóż.. nie zwalniam tempa, a raczej się rozkręcam.
Jeśli chcielibyście wesprzeć jeszcze moją zbiórkę, to do 5 kwietnia zbieram i tutaj jest link do wpłaty. Wśród blogerów jestem na 3 miejscu i chciałabym bardzo jeśli nie wskoczyć na 1 czy 2 miejsce, to utrzymać to 3. Pomożecie?
Za wszelkie dobro i Wasze serducha pięknie dziękuję!
4 komentarze
Maria
29 marca 2017 at 12:58Olu,
teraz to jakbym biegła z Tobą:) Pozdrawiam serdecznie. M.K.
poranamajora
29 marca 2017 at 13:38🙂 Dziękuję! I również pozdrawiam!
Greg Synapsis
29 marca 2017 at 17:41Super napisane i dobrze się czytało!
poranamajora
30 marca 2017 at 10:02Dzięki Grześ!