Obiecałam sobie, że w Kielcach, póki zdrowie pozwoli, chcę biegać wszystkie “połówki”. To dlatego wróciłam wcześniej z urlopu, to dlatego nie wybiorę się na Wings For Life. To moja świadoma decyzja. A dlaczego? Bo nigdzie indziej nie poczułam tego, co czuję w Kielcach. Moja rodzina na trasie, mnóstwo znajomych i nieznajomych, którzy dopingują. Czasem ich miny są bezcenne. Ale od początku.
Zapisy ruszyły w grudniu, kiedy byłam na Hawajach, ale widziałam, że półmaraton robi się coraz popularniejszy, więc z zapisami muszę się spieszyć. No i cena z czasem rośnie 😉
Z długiego weekendu majowego w USA wróciłam w czwartek po południu, a w piątek po pracy ruszyłam do Kielc i od razu po pakiet. Zawsze jest wesoło i jakoś nie mogę się rozstać z wolontariuszami. Pakiet co roku jest bogaty. W tegorocznym zestawie było: koszulka techniczna, bufka, frotka, batonik, izo i kilka ulotek.
Tydzień po szybkim półmaratonie w USA, nie planowałam biec tego bardzo mocno. Tyle, że ja kurde łatwa jestem na podpuchy i dałam sobie wbić do głowy, że może jednak coś pościgać się?
W nocy obudził mnie deszcz a właściwie oberwanie chmury. Bałam się, że jak tak będzie lało, to nici z biegu. Ale na szczęście o 9, jak ruszałam razem z przyjaciółką JoAsią na bieg, przestało padać. Pogoda jak dla mnie była idealna. Kilka zdjęć ze znajomymi i to najważniejsze – z drużyną Bartka, w której biegam od lat.
3..2…1…start.
Miałam biec w grupie 1:35 z myślą, że i tak pewnie nie utrzymam tempa, ale zobaczyłam inne dziewczyny i włączył się “ten” zmysł – gonić, uciekać, nie dać się dogonić. Pierwsza i druga była poza zasięgiem. O 3 miejsce walczyłam z Kasią i jeszcze jedną dziewczyną, która biegła z prywatnym zającem. Słyszałam tylko “zwolnij, za szybko”. Ona chyba miała ten sam impuls co ja. Przyspieszałam, zwalniałam, rwałam tempo bardzo. Na 4km zdałam sobie sprawę, że moje “czwórki” porządnie dostały tydzień wcześniej na zbiegach i chyba to nie jest ten moment, żeby się ścigać. Zwyczajnie odpuściłam. Widziałam siebie na 5..6..7… miejscu. Dziewczyny wyprzedzały mnie, a ja pozwalałam im na to. Chciałam dobrze wspominać ten bieg, cieszyć się z tego, że jestem w swoim mieście, że sporo osób mi kibicowało i pozdrawiało.
Na 6km był pierwszy punkt z wodą. Uśmiechnięci wolontariusze i sporo kibiców, bo to było w parku, ale ja widziałam, że tam za chwile czai się zło. Podbieg, który troszkę się ciągnie, ale jest chyba tym najgorszym dla mnie z całego biegu. Na widok Katedry poczułam ulgę. Wtedy też minęłam dziewczynę, tą która na początku biegła z zającem. Wyłapałam z ich rozmowy, że dopadła ją kolka… Autentycznie zrobiło mi się jej żal. Może to tempo na początku było za mocne i dla niej?
Trasa SieBiega Półmaratonu w Kielcach prowadzi przez samo centrum czyli przez deptak oraz rynek i jedne z ładniejszych miejsc w mieście by po 10 km, kolejnym punkcie z wodą (i kolejnym podbiegu) poprowadzić nas na długą prostą, 5km trasę w jedną stronę z nawrotką. To chyba najlepsza część trasy, bo jesteś w stanie zobaczyć czołówkę biegu jak i ostatniego zawodnika. Ja tak miałam. Mnóstwo pozdrowień, uśmiechów i gestów przyjaźni.
Na 12 i 17km zawsze jest moja siostra z dzieciakami. Obowiązkowo przybijam z nimi piątkę, a tym razem dostałam jeszcze od nich galaretkę 🙂 Dbają o ciocię. Na 15km miała być moja Mama. Dobiegam i nie ma Jej w miejscu, w którym zawsze była. Nie powiem…było mi przykro. To jest takie uczucie, że biegniesz przez kilka kilometrów, bo chcesz przez kilka sekund zobaczyć tą osobę, a jej nie ma.Ale nagle usłyszałam głośne “Ola! Ola!” I zobaczyłam Ją pędzącą na rowerze. Potem mi powiedziała, że źle jej podałam godzinę, o której będę w umówionym miejscu i gdyby nie telefon od Siostry i jej ekspresowe ubieranie się – nie dotarła by na czas. Dziękuję Ci Mamo!
Przez większość trasy był też ze mną Tata na rowerze. On też nigdy nie zawodzi. Dopytywał jak się czuję, robił zdjęcia, ale chyba moja mina mówiła wszystko i mało ze mną rozmawiał.
18 km wiedziałam, że to będzie długi podbieg, ale bardziej bałam się tego ostatniego, na końcu. Między 19 a 20km, który wydaje się, że już się skończył, ale dalej za zakrętem jeszcze trzeba 200-300 metrów się wspinać.
Wierzcie mi, że jak mijałam Tomka i do mety miałam jakieś 500 metrów, nie miałam już sił na nic. Marzyłam tylko o zielonej murawie i widoku Pawła Jańczyka. Ostatnie 90 metrów chciałam pokonać ładnie, skoro nie mogłam szybko. Paweł jak zawsze ciepło mnie przywitał i upragniona meta moja.
Czas 1:40 może nie jest powalający, ale ja jestem zadowolona. Cichaczem wierzyłam, że będzie poniżej tego wyniku, ale nie da się pobiec dwóch półmaratonów mocno – tydzień po tygodniu. Dodam “takich” półmaratonów. Oba specyficzne i oba wymagające.
Jak dla mnie SieBiega Półmaraton Kielecki jest jedną z lepiej zorganizowanych imprez w Polsce. Organizatorzy przykładają się bardzo do tego biegu i serio – nie wiem czy na ten moment widzę coś, czego mogłabym się czepiać.
Ostatecznie byłam:
- 2 w Mistrzostwach Wkurw_team
- 3 w Mistrzostwach Drużyny Bartka
- 2 w Kategorii wiekowej K30
Wiem jedno – za rok znów wracam 😉
No Comments