Chomiczówkę zachwalali wszyscy, więc jak tylko pojawiły się zapisy, wpisałam się na listę, by na własnej skórze przekonać się, na czym polega fenomen tego biegu. Co roku jest problem z pakietami, bo szybko się rozchodzą, a na bieg ściąga cała śmietanka biegowa.
Po pakiet pojechałam dzień wcześniej, w sobotę wieczorem. Szybko, bez kolejek i bez problemu. W pakiecie podstawowym była koszulka bawełniana, którą od razu wrzuciłam na zbiórkę dla dzieciaków, którą organizuję. Przy okazji zapytałam wolontariuszy o możliwość parkingu. Przy samym starcie to wiadomo oczywiście, że bez szans, ale żebym próbowała gdzieś w okolicach supermarketu.
Start był o 11:00, więc postanowiłam przyjechać godzinę wcześniej, żeby zaparkować, pokibicować tym, którzy ścigali się na 5km i porządnie rozgrzać. Niestety, kiedy przyjechałam, parking przy supermarkecie był zamknięty, na uliczkach nie było już gdzie, ale zobaczyłam napis “Wolne miejsca parkingowe”. Postanowiłam zapłacić i zaparkować, niż tracić czas na szukanie miejsca. W budce nie było nikogo, więc pomyślałam, że może przy wyjeździe będzie komu zapłacić. Przebrałam się i w tym czasie, ktoś zamknął bramę wyjazdową. Jak się okazało parking był dla mieszkańców bloku i któryś z nich postanowił zamknąć kilkoro biegaczy w środku. Zmylił mnie napis, to i mam za swoje. Po 10 min kombinowania co możemy zrobić, jakiś mieszkaniec przechodził i wybawił nas z opresji. W tym samym czasie supermarket postanowił zdjąć taśmę i mogłam zaparkować normalnie na parkingu. To się ładnie zaczęło…
O 10:30 mieliśmy zbiórkę w ramach akcji #złotynakilometr, ale w tym samym czasie rozgrzewkę dla swojej drużyny prowadził Łukasz Kalaszczyński. Trochę z nimi wygibasów zrobiłam 🙂 Potem truchtanie i .. poszłam na start.
Chciałam pobiec ten bieg mocno, ale gdzie jestem z formą na początku treningów – kto to wie? Postanowiłam pobiec w granicach 4:30-4:40. Żeby było komfortowo. Cicho gdzieś w myślach układałam sobie, że może tak poniżej 1:10 to ja dzisiaj dam radę pobiec te 15km.. Pierwszy kilometr było strasznie ciasno, każdy uciekał bokami jak mógł, żeby nie wpaść na tych wolniejszych. Początek biegło mi się dobrze, tempo średnio po 4:35. I te pętle… Jakoś moja głowa nie przepada za nimi. Próbowałam zapamiętać jakieś szczegóły z trasy, ale uliczka jedna podobna do drugiej. Co jakiś czas mijałam znajomych, albo oni mijali mnie. Druga pętla już nieco wolniej. Troszkę bieg się rozciągnął, były momenty, że biegłam sama, a wiatr dmuchał jak chciał 🙂
Ostatnia pętla, ostatnie 5km i nogi już ciężkie, już nie było komfortu biegu. Tempo powyżej 4:40/km. Cały bieg mijałam się z jedną dziewczyną. Często była przede mną, a ja pilnowałam jej, żeby mi nie uciekła. To był taki dla mnie motywator. Obiecałam sobie, że na ostatnich metrach spróbuję ją przegonić. 300 metrów do mety i zebrałam w sobie siły na tyle, by być przed nią. Ale gdy zobaczyłam metę..cóż …. ja już tak mam, że lubię ładnie finiszować. Wniosek, że jednak nie dałam z siebie wszystkiego, ale wiem teraz przynajmniej gdzie jestem z moim bieganiem.
Ostatecznie z czasem 1:09:59 (!) zajęłam 16te miejsce w swojej kategorii wiekowej , a drużynowo 17te miejsce na 68 ekip – całkiem fajnie. I zobaczcie jaka drużyna ładna
Dalej nie wiem o co chodzi z Biegiem Chomiczówki, bo ani pętle, ani bieganie po uliczkach między blokami, jakoś mnie osobiście nie sprawia frajdy.
No Comments