Kilka tygodni temu podczas treningu moja trenerka Ania zapytała czy nie wystartowałabym z sztafecie na 10km. Zaskoczona powiedziałam, że jasne bo to było oczywiste. Potem Ania dodała, że to sztafeta triathlonowa a zawody odbywają się w Ełku. Wiedziałam, że będzie tam debiutować a ja tak bardzo chciałam przy tym być. Kasię, która miała jechać na rowerze znałam już z wcześniejszych wspólnych wybiegań a Kiki, naszą holenderską pływaczkę, poznałam kilka dni przed startem i to z nią jechałyśmy autkiem, w cudownych nastrojach łapać przygodę życia.
Kasia przyjechała na 18 pozycji po 1:18 min, szybkie odwieszenie roweru i z uśmiechem na ustach ruszyłam na ostatnią część sztafety. I do śmiechu było mi przez pierwsze może 2 km. Słońce mocno dawało mi popalić i jedyne o czym myślałam to, że nie ja jedna tak mam ale wiedziałam już, że to będzie ciężki bieg. Pętle to jest to czego ja nie lubię a już na pewno nie mój umysł. A tu były 3. Jedyne pocieszenie jakie miałam to było takie, że co 3km będą kibice, wrzeszcząca Kiki i woda, którą będę mogła się oblać. Kolega Robert krzyknął “weź gąbkę” i to był dobry pomysł. W trakcie pętelki i do kolejnego spotkania z nimi ssałam ją, żeby się nie odwodnić. Na moim drugim okrążeniu dogoniła mnie Ania, która biegła już 3 pętlę i rzuciła do mnie “Biegnij za mną”. Nie wiem skąd ona miała tyle sił, ale tempo udało mi się utrzymać może 400m może 500m. Odpuściłam bo wiedziałam, że Ania będzie finiszować. Moje ostatnie metry biegłam z Kiki, która dała mi taką siłę, że nie wiedziałam, że jeszcze mam moc. Zadowolona wpadłam na metę. Ania przybiegła kilkanaście minut przede mną zajmując 3 miejsce wśród kobiet i pierwsze w swojej kategorii wiekowej. Cudowny debiut!.
Jestem mega szczęśliwa z wyniku naszej sztafety bo 17. miejsce na 38 drużyn i patrząc, że my to same kobitki jest genialną pozycją. Swoim wynikiem jestem rozczarowana, ale najważniejsze to wyciągnąć wnioski co zrobiłam. Woda – sprawdzać, sprawdzać, sprawdzać skoro wiem co mi może grozić i strój. Żałowałam strasznie, że nie biegłam w samym staniku Shock Absorber, bo genialnie mi się sprawdził i dużo wygodniej by mi było bez koszulki, ale o przepinaniu numeru w czasie biegu nie było mowy.
Dziś wiem, że triathlon to nie tylko ciężkie treningi ale i niezwykle wymagająca dyscyplina. Chylę czoło przed wszystkimi triathlonistami i .. chyba powoli się wciągam..
2 komentarze
Krzysztof Zapolski
14 czerwca 2014 at 10:19Zacznij jeść szpinak, bo za rok, dwa widzę Cię na ajronmenie 😉
Ryszard Lemiszko
20 czerwca 2014 at 16:34Widać, że relacja pisana "na gorąco". Wielkie gratulacje.