Zimno, żeby nie powiedzieć mroźno. Bardziej kusiła ciepła pościel i kubek kawy, niż wyjść pobiegać. Ostatnio biegam mało i chciałabym, żeby to się zmieniło, ale jeśli szukam wymówek to niby jak to zrobić?
Pierwszy raz na imprezę Biegam bo Lubię Lasy trafiłam dwa lata temu, kiedy startował mój kolega. Niby fajnie, niby wesoło, ale “nie pykło”. Jesienią 2017 namówili mnie znajomi na start. “Chodź, jest fajnie, super atmosfera i ta grochówka po!”. Dałam się namówić i absolutnie nie żałuję. Wtedy pobiegłam 5km, bo nie wiedziałam co jest z moim kolanem, a na edycję zimową 2018 zapisałam się już na 10km.
Termometr pokazywał -12 stopni… Jak tu się ubrać? co założyć, żeby nie przesadzić w żadną ze stron? Zdecydowałam się na odzież termo jako pierwszą warstwę, potem ocieplane leginsy i bluzkę i jeszcze wiatróweczka. W ostatni momencie zdecydowałam się na koszulkę i powiem Wam, że nie było mi wcale za ciepło. Widocznie tak mój organizm potrzebował i dobrze go wyczułam.
To, że czasem robię głupie rzeczy wiadomo nie od dziś. Tak samo było podczas biegu. Ustawiłam się z przodu i stwierdziłam, że pobiegnę w miarę mocno. Na pierwszym kilometrze już zaczęli mnie wyprzedzać inni, ale czasem i ja wyprzedzałam. Musiałam uważać na wystające korzenie i lód, który gdzieniegdzie się pojawiał. Pomyślałam, że fajnie byłoby dobiec w pierwszej dziesiątce kobiet. Do 4km byłam gdzieś myślę 5-6 co mnie cieszyło. Wtedy sobie pomyślałam ” kto cię miał wyprzedzić to już to zrobił”. Jak ja się myliłam. Na 5km wyprzedziła mnie Beata, zaraz za nią Joasia, a ja sobie wtedy zaczęłam kminić. Z czego ja chciałam nabiegać dobry czas? Z tego siedzenia w domu i 40km przebiegniętych w lutym? Przecież to nierealne. Jeszcze w weekend za dużo węgli to ja organizmowi nie dałam, więc bez szans. Pomyślałam, że jeśli dobiegnę z czasem 53 – 55min to będzie super. W końcu zimno…las… wymówkę zawsze się znajdzie 🙂
Ostatecznie dotarłam zgodnie z planem – jako 10 kobieta z czasem 50:29 co było dużo szybciej niż się spodziewałam. I nawet siły na finisz były 😉
A na mecie pyszna jak zawsze grochówka i ciepła herbatka. Na kiełbaskę z ogniska nie dałam się namówić, bo jedyna rzecz o jakiej myślałam, to ciepła kąpiel i kawa 🙂
Polecam wszystkim ten cykl biegów. Już przebieram nogami na myśl o kolejnym 🙂
2 komentarze
Craft.pl
11 kwietnia 2018 at 09:26Super, że dałaś radę. W takich warunkach naprawdę nie jest łatwo biegać.
poranamajora
11 kwietnia 2018 at 09:39wychodzę z założenia, że wszyscy mamy takie same warunki, ale fakt – zimno wtedy było strasznie 😉 Dzięki!