Zaczęła się moja ulubiona pora na bieganie. Wolę zdecydowanie sezon jesienno/zimowy niż wiosenno/letni. Klika warstw ciuszków więcej ale nie ma znaczenia kiedy wychodzisz biegać: czy rano tuż przed pracą czy zaraz po. Jest jednakowo zimno 🙂
Falenica. Dla jednych fajne miejsce pod Warszawą na “górskie” bieganie a dla mnie nowoodkryte. Umówiłam się na wspólne wybieganie z kolegami z pracy z myślą – 20km to spokojnie damy radę. Życie lubi mnie zaskakiwać i tak też było tym razem. Uwielbiam las i jego zapach. Mimo zimna i sporej wilgotności powietrza cieszyłam się jak małe dziecko.
Trasa bardzo dobrze oznaczona,nie można się zgubić więc ruszamy. Jedno okrążenie liczy ok 3km … i 7 podbiegów. Wiem, bo kolega liczył 🙂 Po pierwszym kółku jednego jestem pewna: 20 km to ja dzisiaj nie zrobię. Nie po mocnej “dyszce” dzień wcześniej i nie na takim terenie. Ostatecznie skończyło się na 4 okrążeniach, zmęczeniu moich nóg (koledzy pewnie jeszcze by pobiegali) i mocnym postanowieniu – “jeszcze tu wrócę!”
Teren super na to, żeby ćwiczyć siłę biegową, mało biegaczy co sprawia, że naprawdę czujesz ten kontakt z naturą. A najważniejsze, że to jest tak blisko Warszawy.
Po bieganiu obowiązkowe uzupełnienie płynów i rozciąganie..
No Comments