Jedno zdjęcie 3 lata temu, a tak namieszało mi w głowie. Hawaje były od lat na mojej liście marzeń. Zawsze za daleko, za drogo, inne cele. Kiedy Mateusz Jasiński zamieścił to zdjęcie, przepadłam. Wiedziałam, że nie mam co odkładać – marzenia chcę realizować. Tyle, że wtedy było inne marzenie – World Marathon Majors.
Tuż po zakończeniu projektu dopadła mnie kontuzja. Nie biegałam ponad 3 miesiące. To był chyba najgorszy okres w moim życiu. I wtedy dostałam powiadomienie o uruchomieniu zapisów na maraton w Honolulu. Wyjątkowo wcześnie, ale też z promocyjną ceną 165,73 USD , nie w kwietniu a w lutym. Zapisałam się i pomyślałam – mam teraz motywację i cel do ćwiczeń i do powrotu do biegania. Świadomie i z głową odpuściłam maratony na wiosnę i na jesień. Chciałam maksymalnie wydłużyć start na dystansie królewskim, by mieć pewność, że wszystko będzie ok.
BILET
Zdecydowałam się, że chcę zobaczyć najwięcej ile się da na Hawajach, stąd zapadła decyzja, żeby kupić bilet mutlicity czyli leciałam na jedną wyspę (Maui) a wracałam z innej (Oahu). Koszt takiego biletu to 3050 PLN. Do tego zakupiłam bilet na trasie Maui –> Big Island –> Oahu co dodaje 188$ (784,30 PLN po tanim jeszcze kursie dolara).
43 godziny przed wylotem dowiedziałam się, że mój lot jest odwołany… Chyba nie muszę Wam mówić co czułam… Na szczęście dostałam nowy, bardzo podobny bilet.
HOTEL
W pierwszej kolejności miałam zaklepany hostel. W miarę rozmów ze znajomymi podróżnikami nabrałam ochoty na couchsurfing. I to był strzał w dziesiątkę bo oprócz oszczędności pieniędzy – gospodarz udostępnia miejsce do spania za darmo – to jeszcze często ma się lokalnego przewodnika. I tak było w moim przypadku. Dodatkowo odprowadził mnie rano na start i czekał na mecie … z zimnym piwem 😉
EXPO
Tu było pierwsze mega zaskoczenie. Mnóstwo Japończyków! Ale to mnóstwo. Wszędzie słychać było język japoński, stoiska były japońskie… przez chwilę czułam się jak na maratonie w Tokyo i trochę dziwnie. Samo expo małe, bez jakiś szczególnych i wyjątkowych rzeczy, których nie ma u nas. Liczyłam na jakieś lokalne marki czy produkty typowo hawajskie i biegowe w jednym, ale nic takiego nie zauważyłam.
MARATON
Dzień przed maratonem jest bieg na 1 milę – Kalakaua Merrie Mile. Zapisałam się oczywiście, ale potwierdzenie udziału dostałam jak już byłam na Hawajach i niestety przyleciałam za późno by odebrać pakiet i móc wystartować. Ale na drugi dzień, na expo, mimo, że po biegu, pakiet dalej mogłam odebrać.
Start maratonu jest wyjatkowo o 5 rano. Ze względu na temperaturę, wilgotność powietrza .. i fajerwerki. Dobre kilka minut trwały zanim wystartowałam. Linię startu przekroczyłam 13 minut po 5. Maraton ten ma w nazwie ” Honolulu Marathon Race Day Walk” czyli oznacza to mniej więcej tyle, że niektórzy ludzie idą już od startu, bo maraton ten nie ma limitu czasu. Według gazety, jaką otrzymałam kolejnego dnia, ostatnia osoba pojawiła się na mecie po 14:37:30 h. Nie wyobrażam sobie jak można tyle iść, ale widać można mieć i z tego frajdę.
Przez pierwsze 10km próbowałam biec swoim tempem wolnego wybiegania, ale miejscami było tak wąsko, że nie dało się i podążałam za spacerowiczami. Pierwsze schody zaczęły się na prawie 2km podbiegu na Diamond Head. Wąsko, sporo spacerowiczów, ale…. mnóstwo wolontariuszy na całym tym odcinku, którzy dopingowali jak mogli, by zawodnicy nie zwalniali i nie poddawali się. To było super! Nawet specjalnie nie spieszyło mi się wtedy i wolałam przybijać piątki z nimi i podziękować za ich wkład w ten bieg.
Praktycznie co 1 milę były punkty z wodą i izotonikami oraz z wazeliną i tabliczkę “nie do jedzenia – do smarowania”. W dwóch językach. Po półmaratonie pojawiły się również gąbki z wodą i to kilkukrotnie.
Na 25km spotkałam Lisę. Amerykanie to otwarci ludzie, a ja gaduła, więc szybko złapałyśmy kontakt. Biegłyśmy, rozmawiałyśmy, śmiałyśmy i podziwiałyśmy widoki. Kilometry, mimo, że wolniej, nie wiem kiedy uciekały. Wschód słońca jaki zobaczyłam… tego nie da się opisać i nie wiem czy oddadzą to zdjęcia, ale to jedne z piękniejszych widoków…I ludzie, biegnący z uśmiechem na twarzy, nie spieszący się, czasem w przebraniu… Chciałam to chłonąć.
Dla Lisy to był 3 maraton a drugi w Honolulu. Mieszkała tu 3 lata i tego samego dnia przenosiła się ze względu na pracę do zimnego Idaho. Postanowiłam, że chcę razem z nią ukończyć. Ona liczyła mile, ja kilometry. Ona wypatrywała znajomych, ja robiłam zdjęcia. Zajadałyśmy pomarańczę, precle, cukierki – to czym częstowali kibice. Na 5km przed metą zobaczyłam 2 chłopaków z kegiem i krzyczących: “cold beer”. Nie chciałam im wierzyć, to dostałam kubeczek. Jeju jak to piwo wtedy smakowało! Słońce już grzało, a to zimne cudo smakowało wybornie. Potem pojawił się punkt, gdzie można było spryskać sobie nogi lodem. Oczywiści i tu zawitałyśmy z Lisą. Wiedziałyśmy bowiem, że podobnie jak na 10km wspinałyśmy się na Diamond Head… musimy na nią wrócić. Na 39 km zaczęło się. Stawka już się rozciągnęła, więc spokojnie mogłyśmy się wspinać. Motywowałam Lisą jak mogłam. Motywował lokalny zespół i kibice.
Wiedziałam, że ostatnie 2km to górki i płasko. Żeby Lisa tylko dała radę dotrzeć na szczyt. Jeszcze 2-3 razy przechodziłyśmy do marszu, ale nie poddawała się. Pod sam koniec powiedziała mi, że rok temu miała czas 5:30. Tu się szykowało, że wyjdzie 4:40 – 4:45! To duży postęp!
500 metrów przed metą wyciągnęłam polską flagę i truchtałam z nią. Wtedy usłyszałam z tłumu: “Is this polish? Go Poland!” Jaka ja wtedy dumna byłam!
Lisa ukończyła maraton z czasem 4:47:53! Mnie udało się ukończyć z czasem 4:43:29 co dało mi miejsce 3169, a w kategorii wiekowej 147.
Na mecie najpierw był naszyjnik z muszelek, a zaraz za nim medal. Najpiękniejszy jaki mam. Serio! Mateusz – sroki, ale mój ładniejszy 🙂 No i wymarzona koszulka finiszera, w moim twarzowym kolorze 😉
W maratonie wystartowało 30 000 osób, z czego śmiało mogę powiedzieć, że ponad połowa to Japończycy. W tym roku padł rekord trasy. Lawrence Cherono z Kenii pobiegł go w czasie 2:09:37. Poprzedni rekord pochodził sprzed 12 lat.
Maraton w mojej ocenie nie należy do najłatwiejszych, bo tych podbiegów troszkę było na trasie, ale na pewno jest najładniejszy i świetnie zorganizowany.
4 komentarze
koksiarz
19 grudnia 2016 at 13:51Super sprawa, gratuluję i zazdroszczę determinacji w dążeniu do realizacji własnych marzeń:)
poranamajora
19 grudnia 2016 at 14:40bardzo dziękuję! to jest właśnie to, kiedy człowiek jest uparty 😀
Tomasz
20 października 2019 at 10:27Świetnie napisane! 🙂 Ma ma Pani informację ilu rodaków w tym roku planuje pobiec maraton w Honolulu? Pytam bo jestem chętny, ale samemu trochę ciężko tak daleko.
poranamajora
3 czerwca 2021 at 22:06dzień dobry!
niestety nie śledzę statystyk tego maratonu…